Nasz akademik
Zaraz po wylądowaniu udałyśmy się z Izą po nasze bagaże do hali z taśmą. Trwało to chwilę, więc zdążyłam wrzucić wpis na bloga, roaming działał znakomicie.
Po odebraniu walizek udałyśmy się do głównego wyjścia z lotniska - tam miał ktoś na nas czekać. I rzeczywiście, obok tabliczki "Erasmus - Poland" stała grupka kilku osób. Okazało się, że naszym samolotem przyleciało jeszcze kilka osób, które udały się w stronę tabliczki. Stanowiliśmy grupkę kilkunastu osób - tabliczkę trzymał rosły, czarnoskóry mężczyzna około 30 lat, a obok niego stały dwie panie w wieku 40-50 lat. O dziwo jedna z pań mówiła po polsku, pomimo, że nikt z nas nawet na to nie liczył, wszyscy spodziewali się komunikacji wyłącznie w języku angielskim, a tu takie miłe zaskoczenie.
- Witajcie w Madrycie, ja nazywam się Teresa, a to jest Pilar - powiedziała pani władająca językiem polskim, wskazując na koleżankę.
- A to jest Patrick - powiedziała wskazując na dużego, czarnoskórego chłopaka.
- Oczywiście, od tej pory będziemy posługiwać się głównie językiem angielskim, gdyż tylko ja znam polski. A teraz zapraszam Was do autokaru, skąd pojedziemy do akademika kampusu uniwesyteckiego. Wszyscy zostaniecie zakwaterowani do tego samego akademika, gdzyż będzie studiować na tym samym wydziale Relacji Międzynarodowych - dodała Teresa.
W autokarze było już trochę osób, jak się później okazało z Czech, zgrupowanej w tylnej części autokaru, dlatego my rozlokowaliśmy się na wolnych miejscach z przodu.
Z Polski było nas 14 osób, z czego tylko dwóch chłopaków. Akurat w autokarze usiedli obok nas, więc była okazja się poznać. Jeden z nich miał na imię Jakub, pochodził z Łodzi i wydawał się normalnym chłopakiem, drugi miał na imię Seweryn pochodził z Gdyni i wyglądał dość ekstrawagancko - niebieskie włosy, kolczyki w uszach i w nosie.
Podróż autokarem nie trwała długo, może jakieś 30 minut.
Autokar zajechał pod akademik. Po chwili już z bagażami pokierowani przez Teresę udaliśmy się do recepcji w celach meldunkowych. Razem z Izą zostałyśmy zakwaterowane w pokoju 287 na pierwszym piętrze. Gdy wszyscy odebrali klucze do swoich pokojów Pilar zakomunikowała, że za mamy godzinę na odstawienie bagaży do pokojów i ewentualne odświeżenie się, a następnie mamy spotkać się przy recepcji, skąd udamy się na kolację, a Pilar i Teresa oprowadzą nas po akademiku i wdrożą w sprawy organizacyjne.
Pokoik, który otrzymałam z Izą był niezbyt duży, ale na tyle funkcjonalny, aby pomieścić dwa tapczany, 2 stoliki i szafę, w której pomieściła się zawartość naszych walizek. Pokój posiadał także niewielką łazienkę z toaletą i kabiną prysznicową.
Po przebraniu się i odświeżeniu byłyśmy gotowe i udałyśmy się w miejsce spotkania. Gdy już wszyscy zebrali się, zostałyśmy zaprowadzone do stołówki, gdzie w końcu zjedliśmy kolację. Po kolacji pojawił się czarnoskóry mężczyzna w wieku ok. 50 lat i zaczął przemawiać po angielsku.
Najpierw nas przywitał i przedstawił się - miał na imię Buru i był dyrektorem kampusu. Przedstawił opiekunki/kierownicznki akademika, które już wcześniej poznaliśmy: Pilar i Teresę oraz przedstawił pozostałych pracowników.
Mówił dużo o integracji ludzi o różnych kolorach skóry, wzajemnej otwartości dla wszystkich, niezależnie od koloru skóry, poglądów czy orientacji, mówił też o tym, że po latach podziałów rasowych przyszedł czas, kiedy miłość powinna wyprzeć uprzedzenia.
Po przemówieniu, które zostało zakończone brawami, zostaliśmy podzieleni na mniejsze grupki i każda taka grupka pod wodzą pracownika akademika została oprowadzona po akademiku - dzięki temu dowiedziliśmy się, gdzie jest gabinet medyczny, świetlica i inne ważne pomieszczenia miejsca. Nas oprowadzała Pilar.
Pilar poinformowała nas również kiedy na stołówce wydawane jest jedzenie, podała najważniejsze numery telefonów itp.
Gdy już zakończyła oprowadzać nas po akademiku, poinformowała nas, że tradycją Erasmusa w tym kampusie są otrzęsiny nowych studentów, które czekają nas jutro o 16:00 w auli i że strojem obowiązkowym jest stój kąpielowy lub bielizna. Było to dla mnie zaskakujące, ale cóż tradycja to tradycja, ponadto przy hiszpańskim klimacie taki strój nie powinien dziwić.
Następnie Pilar pożegnała nas, a my się rozeszliśmy do swoich pokoi.
Było jeszcze trochę czasu, wysłałam sms-y do rodziny, chwilkę porozmawiałam przez telefon z Piotrkiem.
Dodaj komentarz